Jedziemy na rynek. Oczywiście taksówką, bo żaden inny środek transportu w miastach irańskich nie ma sensu. Przemieszczanie się taksówką - 6 zł za niewielką trasę, powiedzmy parę km, 12 zł - za dłuższą trasę, powiedzmy do oddalonego na przedmieściach dworca autobusowego, czy przejazd wieczorny przez zakorkowane ulice. I teraz pomyślmy ile wydajemy zazwyczaj na komunikację miejską w różnych miastach na świecie
;) Przeogromny prostokąty plac z fontanną, wielkimi meczetami. Mnóstwo zieleni, całe rodziny piknikują, jest genialna atmosfera. Nie ma alkoholu, żadnych podpitych wyrostków, jest rodzinnie, grają w piłkę, piją herbatę z termosu, wyjmują chlebki, jedzonko, rozmawiają, ludzie nie są wpatrzeni w komórki. Spędzają czas ze sobą a nie obok siebie.
Dawno nic nie napisałem, ale niestety - brak czasu. Także zwiedzamy dalej Esfahan. Pobudka i rano standardowo - irańskie śniadanie. Tam, a jakżeby inaczej, Polacy
:) W ogóle wczoraj jak się meldowaliśmy w hotelu też spotkaliśmy Polaka. Siedzi chłopak, koszula, kwiatek w ręku. Widać, że czeka. Krótka rozmowa, jak się podoba i tak dalej, wymiana zdań. Otóż chłopak już jest któryś raz w Iranie. A gdzie byłeś tym razem? - "Tylko w Esfahan." Spędził tutaj parę dni, poleca nam to, to, to i to. Taki park, taką górę, katedrę, widać, że się zna i bywał w miejscach do których nie dociera tak dużo turystów spoza Iranu. Czaicie do czego zmierzam? Parę dni tylko w jednym mieście, bardzo dobrze je zna, czeka z różą heh ojj ktoś tu się chyba zakochał. No dobra, ale nie chciałem już tak wypytywać go. Jeśli to czytasz - to pozdrawiamy
;) Tym razem na pieszo na plac. Robimy trasę polecaną przez przewodnik LP - będziemy zwiedzać bazar i jego zakamarki, dotrzemy do najstarszego meczetu, zrobimy zakupy i przede wszystkim - pogadamy sobie z Irańczykami.
Północna część placu, portal wejściowy na rynek. Tuż po prawej stronie od tego wejścia znajduje się klimatyczna stara manufaktura, w której robią obrusy.
Pan zapytał się (zapytał się - nie naganiał, jak to robią arabowie.. Maroko, Egipt i te sprawy... nic z tych rzeczy) skąd jesteśmy. - Z Polski. - A to musicie zobaczyć moje zdjęcie z Sikorskim. Był u nas, kupował obrus. Myślimy sobie, a co nam szkodzi zobaczyć, nie robimy sobie nadziei że kupimy, że coś nam się spodoba, poza tym może za wcześnie jeszcze na pamiątki. Ale jak zobaczyliśmy jak robią te obrusy to zostailśmy oczarowani. Wszystko ręczna robota, na biały obrus przysuwa się stempel, porządnie wali, żeby wzorek został, a potem przykłada się następny stempel z kolorem. I tak dalej przykładają te stemple na cały obrus. Cena zależy od ilości wzorów, oraz od temperatury w jakiej można je prać w pralce. Od razu polecam kupować te z większą ilością wzorów - są genialne, uwierzcie że nie widać na nich żadnych okruchów ani brudu
:D Więc bardzo praktyczny.
Wybieranie, targowanie. Jest wcześnie rano, jesteśmy pierwszymi klientami, udaje się wytargować spory discount
:)
Karawanseraj. Na rynku jest wiele ślepych uliczek zakończonych właśnie taką karawansjerą, dawnym miejscem postoju, odpoczynku dla wędrujących handlowców, czy podróżnych.
Meczet Hakim - jeden z najstarszych w mieście. Niestety było sporo rusztowań.
Najwyższy Przywódca Ali Chamenei.
Genialny obrazek zawieszony gdzieś na bazarze. Zwróćcie uwagę na szczegóły. Iran, jako ten przysłowiowy jeleń z opaską "trzeci świat" zaatakowany przez psy z amerykańskimi flagami z opaskami CIA... Komentarz chyba zbędny
Następny kolorowy meczet na po drugiej stronie bazaru.
Dla fanów kotów. Niestety jeśli chodzi o psy, to w Iranie można je spotkać bardzo rzadko - są nieislamskie.
Ciekawe jak długo wytrzyma
Na bazarze
Pistacje. Niestety, mimo że w Iranie jest ich mnóstwo - są nadal drogie...
Jedzonko. Kurczak, oczywiście na słodko
:)
Ta zielona ziołowa potrawka też była słodka. Do dań oczywiście pyszny suchy ryż
;) Restauracja super, ceny bardzo dobre, jak na irańskie restauracje. Tam stołują się ludzie z bazaru. Znajduje się niedaleko północnego wejścia na bazar, wystarczy kogoś zapytać a na pewno wskażą drogę.
Po prawej stronie Ali Qapu Palace
Widok z tarasu pałacu Ali Qapu. Wejście drogie, ok. 20 zł. Muszę powiedzieć, że ogólnie cena zdecydowanie za duża. Ale spotkało nam tam coś bardzo miłego, dlatego nie żałujemy wydanych pieniędzy.
Góra, na którą polecał nam wejść spotkany w hotelu Polak. Można na nią też wjechać kolejką. Może następnym razem
:)
Dziewczyny ciężko pracują, odnawiają.
Pan, który pracuje w Music Hall na samej górze pałacu. Pilnuje, żeby ludzie nie robili zdjęć z fleszem. Poprosiliśmy go o zrobienie sobie z nami zdjęcia, a on zaprosił nas na herbatkę. Siedzieliśmy sobie tak u niego ponad godzinkę rozmawiając o Iranie, Polsce, islamie, ramadanie, o pracy, małżeństwach i o wielu wielu innych rzeczach. W chwilach wolnych od pracy studiuje - oczywiście turystykę. Pokazywał nam swoją książkę do nauki angielskiego. Do pracy jedzie rowerem, jak mówi - szybciej rowerem, niż stać autem w korku. Irańczycy są bardzo gościnni, poczęstował herbatą, pistacjami, a gdy dowiedział się, że jesteśmy świeżo po ślubie zaraz skołował jakiś "prezent ślubny" - wieszak na klucze. Bardzo miły gest
:) Wieszak nowiutki, zapakowany, pewnie kupił na bazarze i ot tak nam podarował. Dlatego warto było właśnie odwiedzić ten pałac - dla takich rozmów, dla takich ludzi naprawdę ma się wrażenie, że Iran jest najbezpieczniejszym miejscem. Tak jak rozmawialiśmy ze spotkanymi tam Polakami - Iran jest zdecydowanie bezpieczniejszy niż niektóre miasta Europy Zachodniej, np. Paryż.
hahahahaha xD to się uśmiałem ;] Ja też oszczędzam na połączeniu autobusowym. Zapewne to PB był dlatego, trzeba było do nich dopasować resztę biletów ^_^Widzę, że hondę wypożyczyliście
;-) i dzięki za relację, przynajmniej odhaczę następny arabski kraj, którego bym nie chciał zobaczyć.
Widzę, że hondę wypożyczyliście
;-) i dzięki za relację, przynajmniej odhaczę następny arabski kraj, którego bym nie chciał zobaczyć.[/quote]tylko nie arabski, Irańczycy to Persowie i oburzają się jak tak o nich mówić
Samochodu niestety nie wypożyczaliśmy. Nie ma sensu, jak przejazdy są takie tanie, a do miejsc trudno dostępnych zawsze taksówka dowiezie za odpowiednią cenę. Co do wypożyczania auta, to podobno w Iranie nie jest to takie proste. W hotelu spotkaliśmy małżeństwo podróżujące z rocznym dzieckiem. Opowiadali ile się namęczyli, żeby wypożyczyć auto. W końcu się udało, ale zajęło im to kilka dni i skończyło się na podpisaniu umowy potwierdzonej odciskami palców
:) Śmiesznie. W ogóle nie myślcie sobie, że jak pojedziecie do Iranu zamiast Gruzji, to nie spotkacie na swojej drodze rodaków. Polacy byli w każdym hotelu w którym nocowaliśmy i mogę powiedzieć, że po japończykach, to właśnie polskich turystów widzieliśmy najczęściej.sranda napisał:Narzekasz na upał, ale Twoje czarne spodnie i ciemno-brązowy t-shirt raczej też nie pomagały.
;)Akurat T-shirt był dobry, oddychający
:) Ale spodnie, racja, można było założyć lżejsze i bardziej przewiewne. Chciałem stopniować ubiór - potem coraz bardziej na południe, to myślałem, że będzie jeszcze cieplej heh. Ale to właśnie te 2 dni w Kaszanie były najcieplejszymi. Potem już temperatura nie przekraczała 30 stopni. Co do krótkich spodenek, to w Iranie można o nich zapomnieć. Chodziłem często w klapkach i to można uznać za progresowe, przynajmniej stopa mogła oddychać
;)
Super relacja!Iran od dawna jest w pierwszej dziesiątce mojej listy krajów do odwiedzenia, a Twoja relacja jeszcze bardziej mnie zachęca.Czekam na dalszy ciąg z niecierpliwością.
"Mnóstwo zieleni, całe rodziny piknikują, jest genialna atmosfera. Nie ma alkoholu, żadnych podpitych wyrostków, jest rodzinnie, grają w piłkę, piją herbatę z termosu, wyjmują chlebki, jedzonko, rozmawiają, ludzie nie są wpatrzeni w komórki. Spędzają czas ze sobą a nie obok siebie" -To už se nevrátíti" jak śpiewała Helena Vondráčková
:D . Relacja super- Iran oby jak najdłużej taki pozostał (amerykańskie brudne łapska precz od Iranu
;) )
Ciag dalszy napewno nastapi w najblizszym czasie
;)YazdW Yazd obmyslamy dalsze plany podrozy. Zostalo juz tylko pare dni, wiec albo zaglebiamy sie dalej w Iran i jedziemy do Shiraz albo czas zobaczyc troche tej pieknej iranskiej przyrody. Miast juz sie naogladalismy wiec wygrywa druga opcja. W Lonely Planet polecaja Doline Alamut, patrzymy na mape, hmmm troszke daleko, no ale tak czy siak trzeba bedzie jakos wrocic do Tehranu. Decyzja zapadla – jedziemy do Doliny Alamut i caly nastepny dzien przeznaczamy na powrot do Tehranu i jak bedzie jeszcze czas to od razu bierzemy transport do Qazvin, skad ruszaja safaris (to samo co grand taxi w Maroku, samochod osobowy do ktorego zaladowac mozna 6 osob ) do miejscowosci polozonych w Dolinie Alamut. No wiec jak juz sie zdecydowalismy, to jak tu sie dostac do Tehranu?
:D Moze sprobujemy pociagiem? Idziemy na jedna z glownych ulic prowadzacych do meczetu piatkowego, tam jest jakas agencja turystyczna, sa powywieszane informacje ze moga zalatwic bilety na busa, pociagi i zorganizowac jakies fajne tripy. Chlopaki sie nudza caly dzien, znajdzmy im jakas robote. Wchodzimy, mowimy o co nam chodzi – „nie ma problemu, juz zalatwiamy”. Heh jak sobie to zalatwianie przypomne to az mi sie smiac chce, najpierw jakies telefony, sprawdzaja w necie, net sie wiesza, raz jest, raz nie ma, dobra sprawdzili, jest o tej i o tej godzinie, juz bilecik wypisuje, ale zaraz chwila, chwila, mial byc na pociag. „Na pociag??”. No to od nowa sprawdzaja, dzwonia.. Pociagiem nie da rady, startuje jakos pozno w nocy, a my nie chcemy zarywac nocki. No to bus. Jest o 8, ale my nie wspolpracujemy z ta firma, wspolpracujemy z busem, ktory odjezdza o 10... dobra chlopaki, dzieki za poswiecone nam 40 minut, to jednak pojedziemy o 8 i kupimy bilet na dworcu. Ogolnie wszystko w bardzo milej atmosferze
:)Pierwszy raz mielismy sprawdzona godzine odjazdu autobusu.... niepotrzebnie
:D Zawsze przychodzilismy na dworzec, wchodzilismy do busa, pare minut i odjezdzalismy. A tutaj zbliza sie godzina 8, godzina odjazdu i tylko my jestesmy chetni do Tehranu. Autobus nie odjedzie, czekamy na innych chetnych. No i tak z godzinka spoznienia na samym poczatku. W koncu sie zebralo paru chetnych wiec jedziemy. Nie wierzcie co wam powiedza w kasie, czy wyczytacie w przewodniku LP – taka trasa to spokojnie 8 godzin, nie krocej. Standardowa przerwa w polowie drogi na jedzonko tez musi byc
;) Zejdzie sie troche. Na szczescie do Tehranu docieramy jak jeszcze jest jasno. Do zachodu slonca jakas godzinka. Bus jest niedaleko dworca wschodniego (wtedy jeszcze tego nie wiedzielismy), decydujemy sie na przejazd od razu do Qazvin. Im wiecej drogi pokonamy dzisiaj, tym jutro bedzie lzejszy dzien. Bierzemy takse do dworca wschodniego. I tak jak mowia niektorzy, nie wazne jacy cudowni i goscinni ludzie mieszkaja w danym kraju – taksowkarz pozostanie taksowkarzem. Bierzemy takse do dworca wschodniego, mowimy qazvin qazvin, tak tak zawioze – wyszlo tak ze nie dosc ze wypuscil nas kilometr od miejsca z ktorego odjezdzaja busy do Qazvin, to wypuscil nas przy postoju zwyklych taksowek, ktore biora dalekie parogodzinne kursy...Moze ma zmowe z ktoryms z taksowkarzy czy co. Nie wspominajac juz o tym ze obkrecil nas dookola, a tak naprawde wysiedlismy z busa niedaleko dworca wschodniego i gdybym troche lepiej znal miasto, to po prostu bysmy tam poszli te 5 min z buta
:D Do Qazvin docieramy w 2 godzinki. Jest juz ciemno, ale nie przeszkadza nam to ani nie wzbudza zadnego niepokoju – w koncu czujemy sie tutaj bardzo bezpiecznie. Bierzemy taksoweczke za 6 zl do hotelu Iran. Ten hotel moge bardzo polecic ze wzgledu na niska cene, w przewodniku LP jest blad – napewno placilismy duzo taniej. Krotki spacerek po miescie, jakies zakupy, kolacja i od razu idziemy spac wymeczeni dluga podroza (prawie 800 km). Troche zdjec umieszcze wieczorem.
Nie sądziłam, że tam jest aż tak ładnie.I przede wszystkim - bezpiecznie. A ludzie tacy otwarci i mili.Gratuluje pomysłu na podróż, i wszystkiego dobrego na nowej drodze życia
:)
Randka :)
Jedziemy na rynek. Oczywiście taksówką, bo żaden inny środek transportu w miastach irańskich nie ma sensu. Przemieszczanie się taksówką - 6 zł za niewielką trasę, powiedzmy parę km, 12 zł - za dłuższą trasę, powiedzmy do oddalonego na przedmieściach dworca autobusowego, czy przejazd wieczorny przez zakorkowane ulice. I teraz pomyślmy ile wydajemy zazwyczaj na komunikację miejską w różnych miastach na świecie ;) Przeogromny prostokąty plac z fontanną, wielkimi meczetami. Mnóstwo zieleni, całe rodziny piknikują, jest genialna atmosfera. Nie ma alkoholu, żadnych podpitych wyrostków, jest rodzinnie, grają w piłkę, piją herbatę z termosu, wyjmują chlebki, jedzonko, rozmawiają, ludzie nie są wpatrzeni w komórki. Spędzają czas ze sobą a nie obok siebie.
Także zwiedzamy dalej Esfahan. Pobudka i rano standardowo - irańskie śniadanie. Tam, a jakżeby inaczej, Polacy :) W ogóle wczoraj jak się meldowaliśmy w hotelu też spotkaliśmy Polaka. Siedzi chłopak, koszula, kwiatek w ręku. Widać, że czeka. Krótka rozmowa, jak się podoba i tak dalej, wymiana zdań. Otóż chłopak już jest któryś raz w Iranie. A gdzie byłeś tym razem? - "Tylko w Esfahan." Spędził tutaj parę dni, poleca nam to, to, to i to. Taki park, taką górę, katedrę, widać, że się zna i bywał w miejscach do których nie dociera tak dużo turystów spoza Iranu. Czaicie do czego zmierzam? Parę dni tylko w jednym mieście, bardzo dobrze je zna, czeka z różą heh ojj ktoś tu się chyba zakochał. No dobra, ale nie chciałem już tak wypytywać go. Jeśli to czytasz - to pozdrawiamy ;) Tym razem na pieszo na plac. Robimy trasę polecaną przez przewodnik LP - będziemy zwiedzać bazar i jego zakamarki, dotrzemy do najstarszego meczetu, zrobimy zakupy i przede wszystkim - pogadamy sobie z Irańczykami.
Północna część placu, portal wejściowy na rynek. Tuż po prawej stronie od tego wejścia znajduje się klimatyczna stara manufaktura, w której robią obrusy.
Pan zapytał się (zapytał się - nie naganiał, jak to robią arabowie.. Maroko, Egipt i te sprawy... nic z tych rzeczy) skąd jesteśmy. - Z Polski. - A to musicie zobaczyć moje zdjęcie z Sikorskim. Był u nas, kupował obrus. Myślimy sobie, a co nam szkodzi zobaczyć, nie robimy sobie nadziei że kupimy, że coś nam się spodoba, poza tym może za wcześnie jeszcze na pamiątki. Ale jak zobaczyliśmy jak robią te obrusy to zostailśmy oczarowani. Wszystko ręczna robota, na biały obrus przysuwa się stempel, porządnie wali, żeby wzorek został, a potem przykłada się następny stempel z kolorem. I tak dalej przykładają te stemple na cały obrus. Cena zależy od ilości wzorów, oraz od temperatury w jakiej można je prać w pralce. Od razu polecam kupować te z większą ilością wzorów - są genialne, uwierzcie że nie widać na nich żadnych okruchów ani brudu :D Więc bardzo praktyczny.
Wybieranie, targowanie. Jest wcześnie rano, jesteśmy pierwszymi klientami, udaje się wytargować spory discount :)
Karawanseraj. Na rynku jest wiele ślepych uliczek zakończonych właśnie taką karawansjerą, dawnym miejscem postoju, odpoczynku dla wędrujących handlowców, czy podróżnych.
Meczet Hakim - jeden z najstarszych w mieście. Niestety było sporo rusztowań.
Najwyższy Przywódca Ali Chamenei.
Genialny obrazek zawieszony gdzieś na bazarze. Zwróćcie uwagę na szczegóły. Iran, jako ten przysłowiowy jeleń z opaską "trzeci świat" zaatakowany przez psy z amerykańskimi flagami z opaskami CIA... Komentarz chyba zbędny
Następny kolorowy meczet na po drugiej stronie bazaru.
Dla fanów kotów. Niestety jeśli chodzi o psy, to w Iranie można je spotkać bardzo rzadko - są nieislamskie.
Ciekawe jak długo wytrzyma
Na bazarze
Pistacje. Niestety, mimo że w Iranie jest ich mnóstwo - są nadal drogie...
Jedzonko. Kurczak, oczywiście na słodko :)
Ta zielona ziołowa potrawka też była słodka. Do dań oczywiście pyszny suchy ryż ;) Restauracja super, ceny bardzo dobre, jak na irańskie restauracje. Tam stołują się ludzie z bazaru. Znajduje się niedaleko północnego wejścia na bazar, wystarczy kogoś zapytać a na pewno wskażą drogę.
Po prawej stronie Ali Qapu Palace
Widok z tarasu pałacu Ali Qapu. Wejście drogie, ok. 20 zł. Muszę powiedzieć, że ogólnie cena zdecydowanie za duża. Ale spotkało nam tam coś bardzo miłego, dlatego nie żałujemy wydanych pieniędzy.
Góra, na którą polecał nam wejść spotkany w hotelu Polak. Można na nią też wjechać kolejką. Może następnym razem :)
Dziewczyny ciężko pracują, odnawiają.
Pan, który pracuje w Music Hall na samej górze pałacu. Pilnuje, żeby ludzie nie robili zdjęć z fleszem. Poprosiliśmy go o zrobienie sobie z nami zdjęcia, a on zaprosił nas na herbatkę. Siedzieliśmy sobie tak u niego ponad godzinkę rozmawiając o Iranie, Polsce, islamie, ramadanie, o pracy, małżeństwach i o wielu wielu innych rzeczach. W chwilach wolnych od pracy studiuje - oczywiście turystykę. Pokazywał nam swoją książkę do nauki angielskiego. Do pracy jedzie rowerem, jak mówi - szybciej rowerem, niż stać autem w korku. Irańczycy są bardzo gościnni, poczęstował herbatą, pistacjami, a gdy dowiedział się, że jesteśmy świeżo po ślubie zaraz skołował jakiś "prezent ślubny" - wieszak na klucze. Bardzo miły gest :) Wieszak nowiutki, zapakowany, pewnie kupił na bazarze i ot tak nam podarował. Dlatego warto było właśnie odwiedzić ten pałac - dla takich rozmów, dla takich ludzi naprawdę ma się wrażenie, że Iran jest najbezpieczniejszym miejscem. Tak jak rozmawialiśmy ze spotkanymi tam Polakami - Iran jest zdecydowanie bezpieczniejszy niż niektóre miasta Europy Zachodniej, np. Paryż.
Widzisz, w Polsce też są góry.
Taaak, dobra jakość.